Dopiero co wróciłam z wycieczki szkolnej i stoję sobie pod drzwiami. Jak zwykle nie wzięłam ze sobą kluczy, po jakiejś pół godzinie przyszła pani Ania i otworzyła, po czym zabrała się za robienie obiadku. Chwilkę potem do domu wróciła Tafii i zabrała się za pieczenia muffinek, gdy ja szyłam spódniczkę. Właściwie miałam się za to zabrać już wczoraj, ale nie miałam koronek, a koniecznie chciałam koronkowego potworka, tak więc skończyłam z tym nieciekawym zadaniem na ostatnią chwilę. Samą spódniczkę skończyłabym w pół godziny, ale była ona tak skomplikowana, że zajęła mi kilka godzin. Odjazd miałyśmy o 23.30, a ja nie byłam zupełnie przygotowana i szyłam, do tego moja kochana husqvarna odmówiła mi posłuszeństwa, kiedy już trzy rzeczy potrzebowały wymiany, więc szyłam na starym łuczniku Tafii, pomijając fakt, ze co 10 sekund zrywał mi nitkę.
O 23:30 z Toffi wyjechałyśmy PolskimBusem do Warszawy. Pomimo naszego planu przespania nocy w autokarze i pomimo tego, że na sobie leżałyśmy to nie mogłyśmy przestać gadać xD
Na miejscu byłyśmy o 4:30, wyglądałyśmy jak dwa wygłodzone zombie ^^" Zaszłyśmy na chwilkę do toalety jakoś się ogarnąć, musiałyśmy troszkę przeczekać, aż metro zostanie otwarte.
Około piątej, zbierałyśmy się już do metra i ze stacji Młociny przyjechałyśmy do stacji Wilanowska. I tu się zaczął prawdziwy hardcore xD Jedyne co wiedziałyśmy to adres naszego przyjaciela, nie miałyśmy pojęcia dokąd jadą poszczególne autobusy, ani jakim można tam dojechać, ani nawet jak tam wgl dotrzeć. Tak więc przez ponad trzy godziny błądziłyśmy po Warszawie, nawet przez przypadek wpadłyśmy na ambasadę USA XD Było ciemno, ludzi o tej porze nie było jeszcze na ulicach, a my szłyśmy po nieodśnieżonych chodnikach, śpiewając PONPONPON aby nam usta nie zamarzły. To było straszne Q_______Q Kiedy już się rozjaśniało w końcu trafiłyśmy na osiedle gdzie mieszka osoba, której chciałyśmy zrobić niespodziankę. A tu taki troll, że to osiedle zamknięte T____T. Na szczęście panowie w recepcji po usłyszeniu naszej przejmującej historii postanowili nas zaprowadzić pod jego drzwi. Toffik się schowała, to ja zadzwoniłam do drzwi, otworzył mi tata tej osoby, no to się pytam.
-Dzień dobry, czy jest Caro?
A z głębi mieszkania nagle dało się usłyszeć krzyk.
-O kurwa!
Prawdę mówiąc nigdy w życiu nie słyszałam tak bardzo przejmującego i ociekającego emocjami wypowiedzenia tych słów, aż mnie zamurowało.
Chwilkę potem Caro wybiegł na klatkę schodową.
-No, a bo wiesz, chciałyśmy Ci wysłać babeczki pocztą, ale uznałyśmy to za zły pomysł, więc pomyślałyśmy, że wręczymy Ci je osobiście.
Caro szybko je wziął i wrzucił do domu, a chwilkę potem wziął plecak i wyszedł z nami. Przeszliśmy się do Mc Donalda w podziemiach i tam się zagadaliśmy dopóki nie było na tyle późno aby otworzyli Złote Tarasy, do których się niedługo potem przeszliśmy. Kupiliśmy sushi i czekoladowe lody. Po południu doszedł do nasz jeszcze Nekosz.
Tak miło nam się rozmawiało, że nie mogliśmy się od siebie oderwać, niestety około dwudziestej wszyscy musieli się zbierać. Na początku odprowadziliśmy Nekosza, a potem Caro. Jakąś godzinę jeszcze siedziałam z Tafii w złotych tarasach, a potem znów się gubiłyśmy w Warszawie szukając metra. Jakoś je odnalazłyśmy i dotarłyśmy na Młociny skąd zabrałyśmy się PolskimBusem do Gdańska. Ta podróż była straszna ^^" autobus nie był ogrzewany, a na dworze była minusowa temperatura, więc razem z Tafii byłyśmy dwoma zamarźniętymi kostkami lodu q____q kiedy z niego w końcu w Gdańsku wyszłyśmy to doszłam do wniosku, ze na dworze jest cieplej niż w nim. Jakieś pół godziny później mama Tafii zabrała nas do Gdyni, gdzie po chwili usnęłyśmy i tak spałyśmy do piętnastej. Ja chcę jeszcze raz *____* A i wiem jedno, po tej wycieczce mój mózg został zmielony, dosłownie, do teraz nie ogarniam wielu rzeczy, które wcześniej wydawały się dla mnie tak oczywiste.
O 23:30 z Toffi wyjechałyśmy PolskimBusem do Warszawy. Pomimo naszego planu przespania nocy w autokarze i pomimo tego, że na sobie leżałyśmy to nie mogłyśmy przestać gadać xD
Na miejscu byłyśmy o 4:30, wyglądałyśmy jak dwa wygłodzone zombie ^^" Zaszłyśmy na chwilkę do toalety jakoś się ogarnąć, musiałyśmy troszkę przeczekać, aż metro zostanie otwarte.
Około piątej, zbierałyśmy się już do metra i ze stacji Młociny przyjechałyśmy do stacji Wilanowska. I tu się zaczął prawdziwy hardcore xD Jedyne co wiedziałyśmy to adres naszego przyjaciela, nie miałyśmy pojęcia dokąd jadą poszczególne autobusy, ani jakim można tam dojechać, ani nawet jak tam wgl dotrzeć. Tak więc przez ponad trzy godziny błądziłyśmy po Warszawie, nawet przez przypadek wpadłyśmy na ambasadę USA XD Było ciemno, ludzi o tej porze nie było jeszcze na ulicach, a my szłyśmy po nieodśnieżonych chodnikach, śpiewając PONPONPON aby nam usta nie zamarzły. To było straszne Q_______Q Kiedy już się rozjaśniało w końcu trafiłyśmy na osiedle gdzie mieszka osoba, której chciałyśmy zrobić niespodziankę. A tu taki troll, że to osiedle zamknięte T____T. Na szczęście panowie w recepcji po usłyszeniu naszej przejmującej historii postanowili nas zaprowadzić pod jego drzwi. Toffik się schowała, to ja zadzwoniłam do drzwi, otworzył mi tata tej osoby, no to się pytam.
-Dzień dobry, czy jest Caro?
A z głębi mieszkania nagle dało się usłyszeć krzyk.
-O kurwa!
Prawdę mówiąc nigdy w życiu nie słyszałam tak bardzo przejmującego i ociekającego emocjami wypowiedzenia tych słów, aż mnie zamurowało.
Chwilkę potem Caro wybiegł na klatkę schodową.
-No, a bo wiesz, chciałyśmy Ci wysłać babeczki pocztą, ale uznałyśmy to za zły pomysł, więc pomyślałyśmy, że wręczymy Ci je osobiście.
Caro szybko je wziął i wrzucił do domu, a chwilkę potem wziął plecak i wyszedł z nami. Przeszliśmy się do Mc Donalda w podziemiach i tam się zagadaliśmy dopóki nie było na tyle późno aby otworzyli Złote Tarasy, do których się niedługo potem przeszliśmy. Kupiliśmy sushi i czekoladowe lody. Po południu doszedł do nasz jeszcze Nekosz.
ja i Shishou |
Tafii i Caro |
Tak miło nam się rozmawiało, że nie mogliśmy się od siebie oderwać, niestety około dwudziestej wszyscy musieli się zbierać. Na początku odprowadziliśmy Nekosza, a potem Caro. Jakąś godzinę jeszcze siedziałam z Tafii w złotych tarasach, a potem znów się gubiłyśmy w Warszawie szukając metra. Jakoś je odnalazłyśmy i dotarłyśmy na Młociny skąd zabrałyśmy się PolskimBusem do Gdańska. Ta podróż była straszna ^^" autobus nie był ogrzewany, a na dworze była minusowa temperatura, więc razem z Tafii byłyśmy dwoma zamarźniętymi kostkami lodu q____q kiedy z niego w końcu w Gdańsku wyszłyśmy to doszłam do wniosku, ze na dworze jest cieplej niż w nim. Jakieś pół godziny później mama Tafii zabrała nas do Gdyni, gdzie po chwili usnęłyśmy i tak spałyśmy do piętnastej. Ja chcę jeszcze raz *____* A i wiem jedno, po tej wycieczce mój mózg został zmielony, dosłownie, do teraz nie ogarniam wielu rzeczy, które wcześniej wydawały się dla mnie tak oczywiste.